„Króliki – pisał Richard Adams – podobne są pod wieloma względami do istot ludzkich. Jednym z nich jest nieopuszczająca ich nigdy zdolność znoszenia przeciwieństw losu”. Zdolność, która przyda się, kiedy nad twoją królikarnią ludzie zaczną budować nowe osiedle. Lepiej wtedy – wzorem Leszczynka z powieści Adamsa – zwiewaj w ciemny las, w którym czają się elile (drapieżniki), a potem poszukaj nowego domu. Znajdź w sobie odwagę, by przekroczyć żelazną drogę, po której jeździ hrududu (pociąg). Dorośnij, wykop norę, a na koniec wykradnij króliczki z farmy strzeżonej przez wredne koty. Brzmi groźnie? Nic się nie bój, bo czuwa nad tobą Wielki Frys, króliczy bóg-słońce.
Tak, „Wodnikowe Wzgórze” opowiada o królikach. Nie, nie jest to bajka dla dzieci, mimo że gatunek fantastyki, do którego należy, Andrzej Sapkowski nazwał kiedyś „Dziećmi Bambiego”. Bardzo jednak zawiedzie się ten, kto spodziewa się milusich zwierzaczków rodem z disneyowskiej baśni. Króliki Adamsa, choć mówią i myślą jak ludzie, zmagają się z problemami zgoła króliczymi. Wokół nich trwa zaciekła walka o byt. Trzeba umykać przed sową, wychodzić na wieczorny sylfaj (żerowanie), wystrzegać się obcych królików i oczywiście ludzi. A i krwawe pojedynki nie należą do rzadkości.
Świat „Wodnikowego Wzgórza” bywa zaskakująco, jak na prozę dziecięcą, brutalny. Ma w sobie coś z baśni, tych prawdziwych, w których złe macochy ginęły w rozpalonych żelaznych trzewikach. I jak w prawdziwych baśniach w końcu znajdzie się w nim miejsce na dobro i przyjaźń, choć nie obejdzie się bez ofiar. Adams nie próbuje – i chwała mu za to – idealizować swoich bohaterów. Sympatyczny na ogół Leszczynek (w oryginale Hazel) popełnia błędy, a czasem podejmuje decyzje godne „Księcia” Machiavellego. Jeśli po to, by królikarnia mogła przetrwać, trzeba poświęcić jednego królika – trudno, life is brutal.
Świat „Wodnikowego Wzgórza” bywa zaskakująco, jak na prozę dziecięcą, brutalny. Ma w sobie coś z baśni, tych prawdziwych, w których złe macochy ginęły w rozpalonych żelaznych trzewikach. I jak w prawdziwych baśniach w końcu znajdzie się w nim miejsce na dobro i przyjaźń, choć nie obejdzie się bez ofiar. Adams nie próbuje – i chwała mu za to – idealizować swoich bohaterów. Sympatyczny na ogół Leszczynek (w oryginale Hazel) popełnia błędy, a czasem podejmuje decyzje godne „Księcia” Machiavellego. Jeśli po to, by królikarnia mogła przetrwać, trzeba poświęcić jednego królika – trudno, life is brutal.
[*] |
Znajdzie się też Wielki Zły. A nawet kilku: lendri (borsuk), homba (lis), pfefa (kot) i oczywiście Człowiek, który w powieści Adamsa zajmuje się głównie zastawianiem sideł i strzelaniem do dzikich zwierząt. Jednak prawdziwym wrogiem naszych bohaterów okaże się totalitaryzm, co nie dziwi o tyle, że po raz pierwszy książka ukazała się w latach 70. XX wieku. Jego alegorią są spotykane po drodze królikarnie (patrz: „Folwark zwierzęcy”). W jednej mieszkają bierne, otępiałe króliki, które w zamian za wygodne życie zgodziły się płacić ludziom krwawy haracz. Druga to wojskowa dyktatura z generałem Czyśćcem na czele i budzącą grozę króliczą policją. To wyraźne antyutopie: pozornie szczęśliwe i doskonale zorganizowane społeczności, którymi jednak rządzi terror. Grupa Leszczynka reprezentuje inny typ wspólnoty. To otwarta na obcych merytokracja, w której każdy robi to, co umie najlepiej, włącznie z liderem – bardziej dyplomatą niż wojownikiem. Taki to manifest polityczny. Na szczęście Adams nie ma temperamentu moralisty. Zamiast dogryzać industrializacji, z zapałem opisuje sielskie pejzaże angielskiej wsi, a zamiast potępiać anarchię – pokazuje pożytki z dobrej organizacji społecznej.
A że bohaterami są króliki? Jeśli Gryzipiór odłoży kiedyś książkę dlatego, że występują w niej gadające zwierzęta, to będzie znak, że czas narzekać na stawy i czytać poważną literaturę. A wtedy niech Frys ma go w opiece.
- Przekład: Krystyna Szrerer
- Wydawca: MUZA SA
- Rok wydania: 2005 (1972)
- Liczba stron: 575
W nagłówku znajduje się kadr z filmu „Wodnikowe Wzgórze” (1978) w reżyserii Martina Rosena [*].
mamy jeszcze cykl o kretach ;) ale za chiny sobie tytułu nie przypomnę tam to już inspiracje JRRT były wyraźne :)
OdpowiedzUsuńCykl o kretach. Brzmi jak coś, co muszę natychmiast przeczytać. Może "Las Duncton" Williama Horwooda? Nie czytałam, ale sądząc po opisie fabuły - pasuje.
Usuńdokładnie to tylko tytuł mi wypadł z głowy całkiem fajna książka w zasadzie cykl bo było ich więcej gdzie nasi bohaterowie zmagali się z przeciwnościami jak drużyna pierścienia jak mnie skleroza znowu nie myli ;-)
Usuń